Granica między Polską a Ukrainą
Granica między Polską a Ukrainą
Waldemar Żyszkiewicz Waldemar Żyszkiewicz
483
BLOG

Wildstein - pokusy geopolityki czy prymat aksjologii?

Waldemar Żyszkiewicz Waldemar Żyszkiewicz Polityka Obserwuj notkę 19

Bronisława Wildsteina cenię przede wszystkim za nader umiejętne diagnozowanie rzeczywistości społecznej, za adekwatny opis procesów społecznych i politycznych, które właśnie zachodzą na naszych oczach i których częścią sami jesteśmy jako jednostki, ale także jako wspólnota środowiskowa, narodowa, obywatelska.

Jego publicystyka, co niezbyt dziś częste, utrzymuje właściwy poziom ogólności, lapidarnie charakteryzuje istotę zjawisk, a posługując się trafnie dobranymi kategoriami, stroni od popadania w anachronizmy czy chybione stereotypy.

Nie dość jednak, że Wildstein potrafi bardzo sprawnie opisać różne fenomeny współczesności, to jeszcze nie uchyla się wcale przed ich wartościowaniem.Jego oceny, klarowne i wyraziste, odwołują się do uniwersalnego porządku wartości, który z oczywistych względów pozostaje zbieżny z normami klasycznej etyki chrześcijańskiej.

 

*

Polemizując niedawno z Piotrem Cywińskim, Bronisław Wildstein napisał m.in. takie trzy zdania: 

Czy nie mamy mówić prawdy o ludobójstwie dokonanym przez Ukraińców na Polakach w 1943 roku? Nic podobnego. Powinniśmy oddawać prawdę historii, ale przeszłe tragedie nie mogą determinować naszej polityki dziś.  

Zgadzam się z tą opinią, tezy sformułowane przez Wildsteina uznaję za swoje, ale... brak mi tu jednego istotnego dopowiedzenia, bez którego ten krótki passus staje się podstawą oskarżeń niesłusznie skierowanych pod adresem strony polskiej. Czego tu brakuje? A choćby takiej prostej konstatacji, że owo wikłanie bieżącej polityki wobec sąsiadów w „przeszłą tragedię Wołynia i Małopolski Wschodniej” pojawiło się najpierw po stronie ukraińskiej.

Bo to przecież nikt inny, ale właśnie Wiktor Juszczenko, wyniesiony do prezydentury przez tzw. pomarańczową rewolucję, zaczął budować mit założycielski niepodległej Ukrainy bez jakiegokolwiek liczenia się z prawdą materialną naszych sąsiedzkich dziejów i bez cienia empatii wobec obywateli Rzeczypospolitej mocno doświadczonych okrutnymi zbrodniami OUN-UPA na Kresach, ale również innych ukraińskich formacji choćby podczas Powstania Warszawskiego.

Wzajemność? Równowaga? Trudno mówić o równowadze, gdy strona ukraińska bez żadnych skrupułów zaludnia swój narodowy panteon wyznawcami skrajnego nacjonalizmu, a liderów i egzekutorów uzasadnianego tą ideologią okrutnego ludobójstwa na sąsiadach nazywa bohaterami, wznosi im pomniki i uznaje za wzorce osobowe dla nowych pokoleń młodzieży. Niestety, władze III RP przez blisko dekadę zupełnie na to nie reagowały, czyniąc za to wiele przyjaznych wobec Ukrainy gestów, także na forum międzynarodowym.  

Skutki strusiej polityki są nieuchronne: gdy strona polska zapragnęła wreszcie (i tak po zbyt wielu latach zwłoki) upamiętnić ofiary ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich szowinistów w latach 40. zeszłego stulecia w południowo-wschodnich rejonach terytorium II Rzeczypospolitej (bo nie tylko przecież w 1943 roku na Wołyniu!), wnet okazało się, że to Ukraińcy oskarżają Polskę o psucie dobrego sąsiedztwa.

 

*  

Czy możliwe, żeby wybitny publicysta przeoczył tak oczywisty brak symetrii? Nie, to nie wchodzi w grę, tym bardziej że w dalszej części tekstu Bronisław Wildstein rekonstruuje sposób, w jaki Ukraińcy widzą dziś i Stepana Banderę, i bojowców z UPA. Wildstein przekonuje czytelników, że nowy kult propagowany najpierw przez Juszczenkę, a później przez prezydenta Petra Poroszenkę czy Wołodymyra Wiatrowycza, nie ma wcale charakteru antypolskiego.

Ukraińcy dopiero odzyskują swoją historię, próbują tworzyć zrąb swoich narodowych mitów, który budują na najbardziej klasycznym schemacie, tzn. czci dla walczących o wolność. Bandera nie jest wychwalany jako ideolog skrajnego nacjonalizmu, ale ojciec ukraińskiej niepodległości; UPA nie jest celebrowana jako formacja dokonująca mordów na Polakach, o których prawie nikt na Ukrainie nie ma pojęcia, ale jako bohaterowie narodowowyzwoleńczej walki.

Bandera jako ojciec ukraińskiej niepodległości? Tak, to przecież on przewodniczył ukraińskiej delegacji podczas międzynarodowej konferencji pokojowej na Krymie i przygotował zwycięską strategię negocjacji, która skłoniła mocarstwa do uznania Samostijnej... Zaraz, zaraz, to chyba jednak nie do końca tak było.  

Z pewnością za to Ukraińska Powstańcza Armia odniosła walne zwycięstwo w wojnie o ustanowienie ukraińskich granic, skutecznie wypierając Sowietów z Donbasu. Może w walkach o Zakerzonie nie udało się zrealizować planu w stu procentach, bo traktat został zawarty trochę wcześniej i bitnym sotniom UPA zabrakło czasu na wyrwanie kilkunastu powiatów z rąk okupujących je Lachów... Co? Też nie całkiem tak?

Ma jednak rację Wildstein, pisząc o słabej wiedzy o mordowaniu Polaków wśród młodego pokolenia Ukraińców, bo starsi jeszcze to i owo pamiętają. Młodzieży ze zrozumiałych względów wcale tego nie uczono, ani za czasów sowieckich, ani teraz. Ale w czasach Sojuza nie szerzono też na Ukrainie kultu Bandery, Konowalca, Klaczkiwśkoho, Szuchewycza, UPA. Teraz jest inaczej. Prezydenci Juszczenko i Poroszenko uzasadniają swe decyzje, a to krótką ławką kandydatów do narodowego panteonu, a to ich osiągnięciami w walce o wolność. Ale dzisiejsza Ukraina wcale nie zawdzięcza swej wolności oraz kształtu granic Banderze, nie zawdzięcza ich też kureniom UPA...

 

*  

W polemice z Piotrem Cywińskim, pisze Wildstein:

Mamy obowiązek pamiętać o tragedii naszych przodków. Powinniśmy ją upamiętnić i wskazać winnych. Działając jednak w wymiarze międzynarodowym musimy zastanowić się nad konsekwencjami swoich posunięć.

Stawiając Ukraińcom ultimatum mamy pewność, że zostanie ono odrzucone, a prawda na temat ludobójstwa w 1943 roku do nich nie dotrze.

Czegoś tu nie rozumiem: blokowana, przez lata opóźniana, wreszcie mocno zmiękczona uchwała w sprawie ofiar ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na cywilnej ludności polskiej, (ale też żydowskiej, ormiańskiej, węgierskiej oraz na sprawiedliwych Ukraińcach, nieskłonnych do mordowania swych współmałżonków czy sąsiadów), realizuje właśnie ten postulat. I w żadnej mierze nie stanowi jakiegokolwiek ultimatum.

Bronisław Wildstein wie równie dobrze jak ja, że to nie od treści czy stylistyki uchwały polskiego sejmu, który upamiętnił wreszcie ofiary Wołynia i Małopolski, zależy przyjęcie przez naród ukraiński prawdy o okrutnym ludobójstwie popełnionym przez banderowskich szowinistów. Ukraińcy, przez dziesięciolecia karmieni fałszywą historią, najpierw sowiecką, później postsowiecką powinni teraz sami zająć się problemem dotarcia do wiarygodnej wersji własnych dziejów. Bez wątpienia sporą rolę mają tu do odegrania ich elity, bardziej może nawet przyszłe niż obecne. Ale sprzyjająca prawdzie historycznej postawa odpowiednich instytucji państwa oraz Cerkwi zdecyduje o realnym kształcie i tempie tego procesu.

 

*  

Obecne pokolenie Ukraińców nie ma z genocidum atrox niczego wspólnego, nie musi i nawet nie może przepraszać za Wołyń, tak jak żyjący potomkowie ofiar nie są władni udzielać nikomu przebaczenia za tych, których zdradzono o świcie. Kategorie skruchy, przeprosin, wybaczenia mają bowiem sens w bezpośredniej relacji sprawca-ofiara.  Ale jeśli stosunki między naszymi narodami mają się w przyszłości wreszcie jakoś sensownie ułożyć, to przed władzami państwowymi Polski i Ukrainy jest sporo do zrobienia.

Obywatele Rzeczypospolitej powinni się domagać ustawowego zakazu szerzenia w polskiej przestrzeni publicznej ideologii i symboliki banderowskiej, a także wszelkich przejawów kultu liderów banderyzmu. Przez analogię do zakazu upowszechniania ideologii nazistowskiej i komunistycznej. Upamiętnienie sprawiedliwych Ukraińców stanowiłoby również ważny krok w dobrą stronę. 

Nie czuję się natomiast uprawniony do formułowania zaleceń dla władz Ukrainy, jeśli nawet mam jakieś wyobrażenia w tym zakresie. Tym się powinni zająć sami Ukraińcy, im szybciej, tym lepiej. Bo postaci w rodzaju deputowanego Musija czy prezesa Wiatrowycza ukraińsko-polskich relacji z pewnością nie uzdrowią.

Formułując swe stanowisko w sprawie odnoszenia się Polski wobec Ukrainy i polemizując z Cywińskim, Wildstein przedłożył geopolitykę nad aksjologię. Wiem, że koncept polsko-ukraińskiego duopolu jest uznawany w niektórych środowiskach za rodzaj geopolitycznego dogmatu, utożsamianego wręcz z polską racją stanu. Abstrahując od swojej własnej oceny idei ewentualnej konfederacji tego rodzaju, chciałbym zauważyć, że geopolityczne konstrukty, dla stworzenia których zawieszano lub wręcz uchylano uniwersalną aksjologię, kończyły się katastrofą, najczęściej rzezią. Sądziłbym, że Bronisław Wildstein doskonale zdaje sobie z tego sprawę.

 

6 sierpnia 2016  

 

http://wpolityce.pl/historia/303539-poza-spirala-oskarzen-zaden-zwlaszcza-walczacy-o-przetrwanie-i-tozsamosc-narod-nie-jest-gotowy-do-rozliczania-sie-ze-swoja-historia-na-wezwanie

http://wpolityce.pl/polityka/303486-z-bandera-na-oczach-w-konflikcie-na-tle-ukrainskiego-ludobojstwa-na-polakach-placimy-za-grzech-zaniechania-mowienia-prawdy

 

Nagroda czasopisma „Poetry&Paratheatre” w Dziedzinie Sztuki za Rok 2015 Kategoria - Poezja

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka