Janusz Walentynowicz, syn Anny Walentynowicz, współzałożycielki NSZZ Solidarność_fot. z archiwum rodziny Walentynowiczów
Janusz Walentynowicz, syn Anny Walentynowicz, współzałożycielki NSZZ Solidarność_fot. z archiwum rodziny Walentynowiczów
Waldemar Żyszkiewicz Waldemar Żyszkiewicz
1533
BLOG

Walentynowicze: Dzięki temu mamy pewność

Waldemar Żyszkiewicz Waldemar Żyszkiewicz Polityka Obserwuj notkę 8

 

 

Ojciec i ja wzięliśmy udział we wrześniowych ekshumacjach i późniejszych sekcjach, bo straciliśmy zaufanie do instytucji naszego państwa – z JANUSZEM WALENTYNOWIECZEM, synem Anny Walentynowicz, współzałożycielki NSZZ Solidarność, oraz z jej wnukiem PIOTREM WALENTYNOWICZEM rozmawia Waldemar Żyszkiewicz 

– Prokurator generalny Andrzej Seremet twierdzi, że to Pańska pomyłka stała się przyczyną zamiany zwłok Anny Walentynowicz oraz Teresy Walewskiej-Przyjałkowskiej. Czy faktycznie miał Pan w Moskwie problemy z rozpoznaniem ciała swej matki?

Janusz Walentynowicz: Nie, wręcz przeciwnie. Rozpoznałem od razu i bez najmniejszych wątpliwości. Mama wyglądała tak, jakby spała. Nie miała na ciele żadnych zadrapań, siniaków, ran czy uszkodzeń. Żadnych otwartych złamań czy innych odkształceń ciała, które mogłyby utrudniać identyfikację. Poznałem ją po twarzy, ale trafność rozpoznania potwierdziły także blizny pooperacyjne, o których osobom prowadzącym identyfikację powiedziałem już wcześniej. A istnienie tych blizn zostało potwierdzone podczas okazania ciała.

– Anna Walentynowicz miała taki charakterystyczny pieprzyk pod nosem…

Janusz Walentynowicz: Tego pieprzyka nie było, został jakoś zerwany. Ale w jego miejscu widniała ranka analogicznej wielkości.

– Więc nie wahał się Pan ani przez chwilę?

Janusz Walentynowicz: Nie było po temu żadnych powodów. Zresztą skoro moją mamę bez trudu rozpoznali w Moskwie obcy ludzie, to byłoby dziwne, gdyby kłopoty z identyfikacją matki miał jej rodzony syn.

– Ktoś już wcześniej rozpoznał Annę Walentynowicz?

Janusz Walentynowicz: Przede mną znalazła się tam rodzina pani Teresy Walewskiej-Przyjałkowskiej. I właśnie im jako pierwsze do rozpoznania przedstawiono ciało mojej mamy. Ale oni od razu wiedzieli, że to jest Anna Walentynowicz, a nie ich krewna. Rozpoznali ją po twarzy i powiedzieli o tym rosyjskim śledczym.  

Piotr Walentynowicz: Publiczne sugerowanie, że mój tato nie rozpoznał swej matki, którą bez trudu potrafili zidentyfikować ludzie, którzy ją znali wyłącznie ze zdjęć, w dodatku nie poparte żadnymi przekonującymi dowodami, może zdumiewać, zwłaszcza gdy robi to prokurator generalny RP, w końcu wysoki urzędnik państwowy.    

– Prokurator Seremet czymś się jednak kierował, mówiąc w sejmie to, co powiedział.

Janusz Walentynowicz: Nie wiem, czym się kierował, ale z jego słów wynika, że komentował sprawę, z którą wcześniej szczegółowo się chyba nie zapoznał. A przecież w prokuraturze są bardzo obszerne wyjaśnienia, które składałem w tej sprawie.

Piotr Walentynowicz: Moim zdaniem, oświadczenie prokuratora Seremeta miało wyłącznie odwrócić uwagę od tego, że ludzie, którzy powinni egzekwować obowiązujące w Polsce procedury, całkowicie zawiedli. Ot, taka zwyczajna próba przerzucenia odpowiedzialności za niesprawność organów państwa na rodziny smoleńskich ofiar. 

– Może polscy śledczy doszli do przekonania, że dokumentacja medyczna sporządzona przez stronę rosyjską wystarczająco przesądza tę sprawę.

Janusz Walentynowicz: Kiedy tak właśnie nie jest. Dam prosty przykład, bez wchodzenia w szczegóły, których zabroniono nam ujawniać. Gdy identyfikowałem mamę w Moskwie na jej ciele nie było żadnych śladów cięć czy szwów posekcyjnych.

– To znaczy, że rozpoznanie odbyło się jeszcze przed sekcją.

Janusz Walentynowicz: Tylko że ja identyfikowałem mamę 13 kwietnia 2010 roku, a rosyjski dokument z sekcji, załączony do akt mojej mamy, jest datowany na dzień 11 kwietnia.

– Czy zawarte w nim treści odnoszą się do Pańskiej mamy?  

Janusz Walentynowicz: O zawartości dokumentów znajdujących się w aktach śledztwa mówić mi nie wolno, to był warunek, od którego prokuratura uzależniła możliwość naszego zapoznania się z nimi. Ale to właśnie na podstawie tego dokumentu nabraliśmy podejrzeń, jak już dziś wiadomo, absolutnie uzasadnionych, że w rodzinnym grobie spoczywa ktoś inny.

Piotr Walentynowicz: Nam mówić o tym nie wolno, bo akta podobno właśnie dla naszego dobra zostały utajnione, ale prokurator Seremet publicznie posługiwał się tą dokumentacją w sejmie. Nie wiemy jednak, czy dlatego, że może została już odtajniona, czy dlatego, że zwierzchnikowi prokuratury wolno więcej niż zwykłym, poszkodowanym obywatelom.

– Prokurator Seremet omówił bądź skomentował tylko jej fragmenty…

Piotr Walentynowicz: –Właśnie tylko fragmenty… Tymczasem dla rzetelnego wyjaśnienia sprawy należałoby odtajnić jej całość. Zresztą gdyby całość tej dokumentacji udostępniono mediom, to dziennikarze sami doszliby do przekonania, że przynajmniej w naszym przypadku o pomyłce zawinionej przez rodziny mowy być nie może.  

– Prokuratura twierdziła, że decyzję o ekshumacji ciała z grobu Walentynowiczów podjęto z urzędu, co uzasadnia przypuszczenie, że bałagan w dokumentacji medycznej był oczywisty również dla polskich śledczych.

Janusz Walentynowicz: „Bałagan” to bardzo delikatne określenie, ale pozostańmy przy nim.

– Co wyjaśniły wrześniowe ekshumacje w Gdańsku i Warszawie? Czy pomogły coś uporządkować?  

Janusz Walentynowicz: Z naszego rodzinnego punktu widzenia, zrozumiałego chyba dla wszystkich, którzy przeżyli doświadczenie utraty najbliższych, były niezbędne. Dzięki oględzinom ciała podczas poekshumacyjnej sekcji, mogłem jednoznacznie stwierdzić, że w naszym rodzinnym grobie na gdańskim cmentarzu Srebrzysko do 17 września 2012 roku nie leżała moja mama.

– Wystarczyły same oględziny?

Piotr Walentynowicz: –Ciało ekshumowane w Gdańsku nie miało blizn po zabiegach operacyjnych przez jakie przeszła babcia. Natomiast ciało ekshumowane w Warszawie z grobu pani Teresy Walewskiej-Przyjałkowskiej miało blizny w tych właśnie miejscach.

– To uprawdopodobniło kwestię tożsamości…

Janusz Walentynowicz: …a wynik badań DNA, dopiero teraz przeprowadzonych, ostatecznie ją przesądził. Dzięki oględzinom i badaniom mam wreszcie pewność, że w grobie obok ojca spoczęły zwłoki mojej mamy.

Piotr Walentynowicz: –Ale brak blizn na jednym z ekshumowanych ciał też jest bardzo ważny dla sprawy. Bo praktycznie uniemożliwia przerzucenie winy za zamianę zwłok na rodziny. Gdyby bowiem obie osoby, co praktycznie jest bardzo mało prawdopodobne, ale teoretycznie możliwe, przeszły analogiczne operacje, to można by ewentualnie dopuścić pomyłkę rodzin. Ale w takim przypadku?

– Prokuratura ogłosiła jednak, że nie będzie śledztwa ani żadnych innych czynności sprawdzających w sprawie zamiany ciała współzałożycielki Solidarności. „Fatalna pomyłka jest wynikiem błędu rodzin, które źle rozpoznały swych bliskich” – podano w mediach uzasadnienie tej decyzji.

Piotr Walentynowicz: –Konsekwencja, z jaką prokuratura unika podejmowania działań zmierzających do wyjaśnienia przyczyn nie tylko zamiany ciał naszych bliskich, ale czegokolwiek, co dotyczy smoleńskiej zagadki, mnie osobiście zdumiewa i bulwersuje. Ludzie występujący i działający w imieniu Rzeczypospolitej mają służyć obywatelom, a nie wchodzić z nimi w żenujące polemiki za pośrednictwem mediów. Ale oni czują się bezkarni: ignorują fakty, zasady, przepisy i nic złego ich za to nie spotyka.

– Dlaczego uczestniczył Pan we wrześniowych ekshumacjach?

Piotr Walentynowicz: –Bo straciłem zaufanie do instytucji naszego państwa. I właśnie dlatego obaj, ojciec i ja, poczuliśmy się zmuszeni do wzięcia udziału w ekshumacjach i późniejszych sekcjach obu ekshumowanych ciał. Tego, co wtedy widziałem, długo nie zapomnę. Jestem zły, że musiałem przez to przejść. Ale dzięki temu mam pewność, że wszystko jest tak, jak ma być. Babci się to należało.  

– Trafność, z jaką po przeszło dwóch latach ustalono, gdzie faktycznie została pochowana Anna Walentynowicz pozwala zasadnie przypuszczać, że dotycząca jej dokumentacja medyczna znajduje się aktach Teresy Walewskiej-Przyjałkowskiej. Czy zamierzacie Panowie wystąpić o ten dokument?

Janusz Walentynowicz: Wydarzenia od podjęcia decyzji o ekshumacji i przeprowadzeniu sekcji, aż po powtórny pochówek mojej mamy biegły tak szybko, że nie ze wszystkim zdołałem się uporać, ale teraz po przemyśleniu sprawy wydaje się bardzo prawdopodobne, że dokumenty sekcyjne przypisane pani Teresie Walewskiej-Przyjałkowskiej w istocie dotyczą mojej mamy. A skoro tak, to oczywiście bardzo chciałbym je poznać.

– A jeśli śledczy i tego odmówią?

Janusz Walentynowicz: –Nad wszelkimi dalszymi działaniami musimy naradzić się z naszym prawnym pełnomocnikiem mecenasem Stefanem Hamburą. Ale nie damy zamieść tej sprawy pod dywan.

Piotr Walentynowicz: –Na pewno tego nie zostawimy. Żyjemy przecież w państwie demokratycznym i praworządnym, które należy do Unii Europejskiej, więc zakładam, że istnieje jakaś realna droga dochodzenia swoich praw obywatelskich. Gdyby było inaczej, to by znaczyło, że zamiast z demokracją mamy do czynienia z jakąś prawno-biurokratyczną dyktaturą.  

 

„Tygodnik Solidarność” nr 42, z 12 października 2012

Zobacz galerię zdjęć:

Piotr Walentynowicz, wnuk Anny Walentynowicz, współzałożycielki NSZZ Solidarność_fot. z archiwum rodziny Walentynowiczów
Piotr Walentynowicz, wnuk Anny Walentynowicz, współzałożycielki NSZZ Solidarność_fot. z archiwum rodziny Walentynowiczów

Nagroda czasopisma „Poetry&Paratheatre” w Dziedzinie Sztuki za Rok 2015 Kategoria - Poezja

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka